Jedzenie staje się dla ludzi gorsze niż narkotyki i alkohol. Jest ogólnodostępne, tańsze niż używki. Wystarczy udać się do sklepu, ściągnąć z półki na co ma się ochotę lub udać się do restauracji.
Mamy społeczne przyzwolenie na dogadzanie sobie spożywaniem zbędnych kalorii, słabość do ciasteczek i lodów dotyczy wielu. Problem zaczyna się wtedy gdy nie jesteśmy już wstanie odmówić sobie niczego, kupujemy na wyrost, jemy na wyrost, więcej niż jesteśmy w stanie spalić, co w dłużej perspektywie czasu nas powoli zabija.
Moja pacjentka, która od lat walczy z otyłością pracuje w sklepie spożywczym. Na co dzień otaczają ją kalorie i pokusy. Zapach świeżych deserów, chleba unosi się wszędzie. W trakcie kuracji w Palecie Diet nauczyła się jak rezygnować powoli z niezdrowych produktów spożywczych. Klienci jej sklepu a dokładnie ich wybory, na które patrzy każdego dnia, jeszcze bardziej ugruntowały ją w tym, że nie panowała nad jedzeniem. Zszokowała mnie jej informacji, że w tłusty czwartek podczas jej ośmiogodzinnej zmiany w sklepie sprzedała 50 tysięcy pączków.
Opowiadała mi, że ludzie kupowali je kartonami! Małe miasteczko, niecałe 10 tysięcy mieszkańców, kilkanaście sklepów… Biorąc pod uwagę, że mieszkańcy nie robią zakupów tylko w tym mieście aż strach pomyśleć ile statystycznie jedna osoba zjadła pączków. A to tylko tłusty czwartek, pomyślmy o innych świętach, okazjach, urodzinach i zwyczajowo spożywanej żywności, ile zbędnych kalorii jadamy na co dzień?